Jak jestem człowiekiem raczej spokojnym tak dzisiaj sie zagotowałem na maxa. Przed tygodniem zaprowadzilem samochod na gwarancji do madafaka lubelskiego ASO z poważną usterką a mianowicie huk podczas przyspieszania i na postoju cos sie mocno tlucze w przeniesieniu napedu, moim zdaniem albo cos sie urwalo albo odkrecilo. Doradca serwisowy przejechal sie samochodem i stwierdzil ze nie wie co to ale rozbiora i naprawia, przy okazji zglosilem awarie kompa pokladowego, samochodu zastepczego mowili ze nie maja albo dac nie chcieli. Dzwonilem w sobote,poniedzialek,wtorek,srode,mowili ze czekaja na czesci, że mechanik co sie tym zajmuje bedzie pozniej i inne takie klamstwa, dzisiaj po moim milion piecsetnym telefonie mowia ze samochod naprawiony
Przyjezdzam, wsiadam, faktycznie komputer pokazuje dystans jak trzeba(podobno go wymienili) odjezdzam, ujechalem kilkaset metrow, dodaje gazu a tu tak jak napi...ało tak napi....a, w kwestii najpowazniejszej awarji nie jest zrobione absolutnie NIC!!! wracam wkurzony a tu kaza przyjechac jutro, ze nie ma kolegi co przyjmowal samochod itp. ze samochodu zastepczego nie maja ale mogą mi PLATNIE wypozyczyc samochod, moja foka prawie nie da sie jezdzic a oni maja mnie gleboko w d.... Nie miałem sie na kim wyladowac i troche dostało sie boguducha winnej dziewczynie która broniła wątpliwej reputacji tego ASO jak tylko mogła najlepiej(aż mi głupio) godzina 18 żadnych szefow juz nie bylo, dziewcze zalatwilo mi tlyko ze jak jutro przyjade rano i zostawie samochod to ktos mnie do pracy odwiezie. Jakoś sie doturlalem do domu ale jutro nie wiem czy nie bede musial wziąśc ze soba srodkow na uspokojenie. Przez tydzien wymieniali mi komputer pokładowy(30 min roboty)